sobota, 23 listopada 2013

Mark i kły. część pierwsza.

-To tyle na dziś. Dziękuje za lekcje.- radośnie zakwiczał wysoki mężczyzna trzaskając książką o swoje palce, powodując tym grymas na twarzy. Robił tak zawsze, lecz do tej pory nikt nie wie dlaczego. Klasa powoli się wyludniała, a ławki lśniły czystością. Darzył szacunkiem uczniów, a uczniowie go. Nikt się nie bał tego nauczyciela, wręcz przeciwnie, każdy go ubóstwiał. Przyjemnie prowadził zajęcia, mało zadawał. Jednym słowem - Nauczyciel Doskonały.  Zaczął błądzić oczami po pomieszczeniu. Gdy natknął się na trzy rudawo-brązowe czupryny, ze Slytherin'u uśmiechnął się szatańsko, a jego oczy zrobiły się wściekle czerwone.

    Katie, Nicole i Rose, trzy przyjaciółki, Ślizgonki. Wszystkie są córkami Śmierciożerców, z resztą jak połowa dzieciaków w Slytherin'ie. Poznały się tu, w Wielkiej Sali, przy stole. Pierwsze spotkanie, dokładnie w miejscu, gdzie od siedmiu lat tkwi talerz zrumienionych tostów. Było to ich "stałe" miejsce. Kolejnego ranka, usiadły w tym samym miejscu. Dokładnie na przeciwko stołu nauczycielskiego, gdzie mogły przeszywać wzrokiem każdego z nich. Dumbledore jak zwykle patrzył na każdego z uczniów, dbając by niczego im nie zabrakło. Minerwa plotkowała z Aurorą o tym jak to jej ciężko, babskie plotkary. Wszystko wyglądało prawie tak samo, pomijając fakt, że Mistrz Zaklęć katował swojego pomidora. Wielki, mosiężny zegar wybił godzinę ósmą, a stada różnobarwnych sów wleciało przez wszystkie okna. 

   
    - To nie jest śmieszne.- Nicole zaprotestowała, masując skronie.
- Oj, daj spokój. To jak ta sowa rudzielców cię zdzieliła po głowie było zabawne.- Rose w pocieszeniu poklepała ją po głowie. Trzy przyjaciółki wstały od stołu i skierowały się w stronę wyjścia, zatrzymał je piskliwy głos. 

   - Kate! Kate! Nicol! Rose! - Wykrzyczała zdyszana dziewczyna zgięta w pół podpierająca się o kolana. Dziewczyny automatycznie obróciły się w jej stronę. Była to Natalie. Ślizgonka czystej krwi, która na piersi dumnie nosiła odznakę Prefekta Naczelnego. Żebyście zobaczyli minę Hermiony kiedy dowiedziała się o tym kto nim został. Natalie była piękną kobietą dlatego zmieniała chłopaków jak skarpetki. Włosy dziewczyny płynnie falowały z każdym jej ruchem. Zazwyczaj nosiła sukienki bez dekoltu sięgające nie dalej niż do kolan. Natalie miała trudny charakter, można było wiele o niej powiedzieć i równie dużo jej zarzucić. Często była kapryśna i surowa, ale kiedy przyszło co do czego niechętnie okazywała dobroć.
 - Co się dzieje?- Spytała jedna z dziewczyn.
- Pokój życzeń... szybko... - odparła kasztanowłosa teatralnie się prostując.
   Minęły kręte korytarze, schody i inne alejki, aż doczłepały się do Pokoju Życzeń. Kate stanęła przed wielkimi drzwiami, które lekko pchnęła. Spojrzała w dal i stanęła murem.
- Co jest?- Wyszeptała Ślizgonka o brązowych oczach. Nicole była najniższa z gromady, ale za to Merlin odpłacił się jej urodą. Zawsze miała rozpuszczone włosy, a grzywkę miała spiętą.

 Rose pchnęła drzwi mocniej i weszła sama do środka. Lekko postukiwała obcasami i machała różdżką. Pomieszczenie wypełniło białe światło, a reszta dziewczyn została wessana do środka.

piątek, 22 listopada 2013

Zemsta.

Witaj czytelniku. To nowa miniaturka. Nie zwariuj czytając. Przesiąka idiotyzmem. Sevmione.
     / Uzależniona Magią.

For : Limannova
_______________________________________________
 Hermiona Granger, uczennica ostatniego roku, najprawdopodobniej najmądrzejsza kobieta od czasów Roveny Ravenclaw zmieniła się nie do poznania. Jej busz na głowie zmienił się na piękne, kasztanowe loki spadające kaskadami na ramiona, wielkie oczy nabrały charyzmy a usta od paru miesięcy podkreślone zostawały czerwono-krwistą szminką. Z szafy zniknęły porozciągane swetry i jeansy, a zamiast ich nosiła nieśmiertelny, już, ubiór. Czarna zwiewna koszula, czarne leginsy oraz czarne botki na obcasie. Cóż, z charakterem było podobnie - czarny. Jedynym co nie zmieniło się w Gryfonce był zapał do nauki.
  

 - Hermiono Jean Granger. Masz mi natychmiast powiedzieć co z tobą jest! - krzyknął rudowłosy chłopak prosto w twarz Wiem-To-Wszystko. Wstała z zirytowaniem z czerwonego (a jakże!) fotela. W wysokich butach dorównała wzrostowi Rona. Założyła ręce na piersi.
- A co takiego miało się stać? - jej głos przesiąkał jadem.
- Co się miało stać?! Czyś ty oszalała?  Ty jesteś ze Snape'm do cholery! Zachowujesz się jak dziwka!
- Obiecałeś.. obiecałeś nie rozgłaszać. - Szepnęła kiedy cały pokój wspólny spojrzał na nią.  Wiedział, że trafił w mocny punkt. Kochała Sevrusa, ale nikt nie był zadowolony z jej wyboru. Większość przyjaciół odwróciła się od niej, najwierniejsza pozostała Ginny. Hermiona szybko podbiegła do Rudowłosej, która właśnie wróciła, bodajże z treningu, pociągnęła ją za ramię i popchnęła w stronę obrazu. Gdy już wychodziły z Pokoju Wspólnego usłyszały krzyk Rona.
- Gdzie idziesz?! Do swojego kochasia? Może w końcu zadowolisz mnie?!-  Hermiona obróciła się na pięcie, podeszła do kanapy, na której usadowił się Weasley. Zgrabnie wyciągnęła różdżkę i zaczęła obracać ją w palcach. W końcu chwyciła za trzon, a on,i ona  znaleźli się w pustym pomieszczeniu. Na ścianach lustrowała się blada czerń, a na środku pokoju stało krzesło, które zajmował najmłodszy mężczyzna rodu Weasley. Niepewnie dotykał wygrawerowanego drewna.
- Ronald, o ile orientujesz się mam już 19 lat. To znaczy .... - Spojrzała na chłopaka, jakby oczekiwała odpowiedzi.
- No oświeć mnie nic nie warta szla...
- Milcz!! - podeszła do okna i popatrzała niemo na dziedziniec szkoły.- To znaczy idioto, że mogę używać zaklęć niewybaczalnych kiedy zechcę. - Chłopak zamarł.- Jeszcze raz wypowiesz jedno słowo o mnie lub o Severusie - spłoniesz. - Wysyczała te słowa z jak największą dawką jadu, po czym wyszła z pomieszczenia.

 Drzwi do sali od eliksirów otworzyły się z hukiem. Hermiona wściekła wparowała na lekce z piewrszorocznymi. Szybko podbiegła do swojego kochanka i pociągnęła go za kawałek szaty, po czym wywlokła go do sąsiedniego pomieszczenia.
- Co jest? - spytał zdezorientowany
- Wtorek - warknęła - pożycz mi swoje księgi. Te z czarną magią.
- Zwariowałaś? Miona! Masz dopiero niespełna 20 lat!
- Ech.. Może taki argument cię pobudzi- mruknęła po czym wpiła się w jego usta rozpinając pierwsze guziki jego szat. Odepchnął ją lekko i wyszedł. Wrócił po kilku sekundach.
- Gdzie...
-Chyba nie chcesz się kochać na oczach uczniów, czy to twój taki fetysz?- Mruknął rozbawiony zatapiając się w włosach kobiety. Jego ręce wędrowały po jej plecach zataczając koła. Ich usta stykały się ze sobą, by po chwili pogłębić pocałunek. Snape chwycił ją za pośladki wynosząc ją ze składzika na eliksiry. Usadził ją na jego biurku po czym stanął między jej kolanami. Lekko pieścił i przygryzał płatki jej ucha szepcząc czułe słowa. W odpowiedzi dostawał jedynie pomruki przyjemności. Gładził jej polik na przemian drażniąc go paznokciem. Mistrz przeniósł się na obojczyki kochanki. Tym czasem Hermiona próbowała uporać się z szatami obojga. Powoli zaczęła rozpinać swoją bluzkę, by po chwili zrobić to samo z szatą oraz koszulą Severusa. Popatrzyli się na siebie przez ułamki sekund i ponownie złączyli swoje usta w namiętnym, ale gorącym pocałunku. Palce Mistrza Eliksirów powędrowały za plecy Gryfonki, a dokładnie na zapięcie stanika. Merlinie... Jaki idiota to wymyślił, pomyślał. Hermiona chwyciła jego nadgarstki, odpychając je od siebie, by następnie rozpiąć stanik...

Po kilku (przyjemnych) godzinach Granger wychodziła z lochów z pełnymi stertami książek.

 W Wielkiej Sali trwało właśnie śniadanie. Harry i Ron zajadali tosty z dżem a Ginny konsumowała sałatkę. Wielkie, dębowe drzwi zaskrzypiały, a przez nie wparowała Hermiona Granger. Ron spojrzał się w jej kierunku. Kiedy ich oczy się spotkały natychmiast spuścił wzrok. Dziewczyna szybko podbiegła do stołu Gryfonów, po czym zgrabnie usiadła na ławce. Na jej twarzy malowała się bezinteresowność. Na powitanie pocałowała Ginny w policzek. Sięgnęła po dzbanek z kawą, po czym nalała ją do kielicha. Jej ręka powędrowała po butelkę Whiskey, która, jak twierdzi Dumbledore, przyda się jej na odstresowanie. Zawsze trunek stoi obok najstarszej czarownicy w szkole. Szybko dolała ją do kieliszka. Zamoczyła usta w napoju, kiedy jej oczy skierowały się na Wybrańca, który wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Czego, Harry?- warknęła.
 Chłopak chciał się już odezwać, lecz w ostatniej chwili przerwał mu głos dyrektora.
- Drodzy Uczniowie! W związku z pewną sytuacją muszę oznajmić coś bardzo ważnego!  Krótko, zwięźle i na temat. Panna Granger...
- Ekkhmmmkhhmmmkhh - W tym momencie cała sala odwróciła swój wzrok na Mistrza eliksirów.
- Oj! Przepraszam. Pani Snape oraz...
- Zaraz co! Jaka Pani Snape!? - Wyrwał się jeden z Gryfonów. Snape wstał.
- A to, nieuku, że Hermiona została moją żoną! Najwidoczniej wam nie ufa skoro nie wiecie. - Odparł.
- Cisza! - Krzyknął Albus.- A więc Pani Snape oraz Pani Malfoy...
- Malfoy? Mopsie, znalazłaś męża?- Wykrzyczał Ron. Ginny wstała.
- Tak się składa, Ron, że to nie Pansy znalazła męża, tylko ja!.
- Co?! Żartujesz?- Popatrzał na nią zszokowany. Dziewczyna pokiwała głową i wystawiła rękę, na której widniała złota obrączka.
- Dajcie mi do cholery dokończyć! Pani Snape i Pani Malfoy zostają przypisane z Gryfindoru do Slytherinu...
Ron i Harry runęli na ziemię. Zemdleli. Hermiona wstała od stołu i podbiegła do męża. Usiadła na nim okrakiem tłumiąc szepty uczniów całej sali.
- Ale dziś dzień niespodzianek - szepnął jej do ucha.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę.
- Mhm?
- Jestem w ciąży....

środa, 11 września 2013

POJEDYNEK.

Zabawne. Dlaczego nagła wena przychodzi w nocy, po odsłuchaniu ulubionej piosenki? Tego nie wiem...  Zanim przeczytasz skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą. ...
DLA PANNY SNAPE.  KANON UTONĄŁ. NIE UMIEM PISAĆ.
Uzależniona Magią ;3
_________________________________________________________

- I tak właśnie zarobiła sobie pani szlaban.- przez wejście w Wielkiej sali przeszedł bezinteresowny głos, a wraz z nim nie kto inny jak Severus Snape. Obrócił się teatralnie wokół własnej, pospolitej osi. Rzucił, mówiąc w przenośni i dosłownie, swój chytry uśmieszek na otępiałą Gryfonkę. Hermiona-Wiem-To-Wszystko-Granger-I-Jeszcze-Trochę-Więcej-Niż-Więcej-Pani-Prefekt-Naczelna stała w milczeniu i wpatrywała się w swojego mentora z uniesioną brwią.
- Dostałam szlaban za to, że się potknęłam o pańską szatę?- Zironizowała i zarzuciła ręce na piersi. Spuścił wzrok na jej nogi. Bardzo podobała mu się idea Albusa, cytując "Koniec z mundurkami i szatami, ubieracie się jak chcecie..." szczególnie z powodów nie profesorskich a męskich. Tak, bardzo męskich. Pierwszy dzień w którym majaczy o damskich ubraniach. Uniósł wzrok wyżej, gdzie napotkał nienaturalnie wściekłe oczy.
- Dostała pani szlaban za to, że jest pani nie skoordynowana. Może gdyby ubierała pani niższe obcasy miałaby pani ulepszone ruchy. - Pozostawił w najciemniejszym kącie swojej głowy myśli, dotyczące spraw damsko-męskich.  Jej oczy powiększyły się znacznie. Gdy większa ilość uczniów zobaczyła "kłótnię" odsunęła się w głąb sali, pozostawając w bezpiecznej odległości.
- To może niech pan nie ubiera tych nietoperzowych szat? - Połowa sali roześmiała się, ale widząc twarz swojego profesora, uciekła z sali. Resztę wygonił Albus. A więc w sali były tylko trzy osoby, i tylko jedna o zdrowych zmysłach.
- Och czy one, mnie nie pogrubiają? Moje łydki są takie wyeksponowanie, och... - Gestami udawał właśnie Hermionę, gramolącą się przed Ginny Weasley. Albus oparł się o stół nauczycielski i lekko chichotał. Hermiona poczerwieniała ze ... no właśnie. Trudno nazwać wstydem minę godną bazyliszka. Wyciągnęła z kieszeni spodenek, bardzo krótkich, różdżkę. Machnęła nią kilka razy, na co Mistrz Eliksirów zareagował tak samo. Klęli na siebie dobre kilka minut. Zaklęcie padało za zaklęciem. Patrzeli na siebie jak sam Voldemort na Albusa, a uwierzcie, mało przyjemny widok. Gryfonka otworzyła szeroko oczy, w których kipiało coś czego nie dało się określić. Za to Mistrz Eliksirów patrzał na dyrektora, który leżał na ziemi i się turlał ze śmiechu. No kto by pomyślał Największa-Szycha-Na-Świecie zwija się na kafelkach Hogwartu, i to przez uczennicę i nauczyciela.
Severus jednym machnięciem różdżki uniósł Albusa i popchnął go na drzwi wielkiej Sali. Otwierając je, zobaczył tłum uczniów trzymających znicze pogrzebowe. Na widok całej i zdrowej Hermiony chóralnie wykrzyczeli "Ona żyje!".
Albus, dalej w górze, wciąż zwijał się ze śmiechu, na co parę nauczycielek zrobiło minę ala "Co tu się dzieje?".
Severus, Albus i Miona wydostali się z tłumu uczniów, mijając kolejny korytarz, Sev szepnął do Gryfonki.
- Dobrze ci szło Hermiono. Ma pani szlaban przez jakiś... hmm... miesiąc? Tak. Proszę do mnie przyjść a usunę te plamę- po czym dźgnął ją lekko w pośladek, gdzie rzeczywiście znajdywała się zielona plama. Hermiona odwzajemniła jego grę.
- Dobrze Severusie, ale ja usnę to - powiedziała po czym pokazała palcem na jego "za ciasne" już spodnie. Zarumienił się, uśmiechnął, i poszedł w stronę Skrzydła Szpitalnego uleczyć Wielką-Szychę-Świata-Magicznego.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Draluna - Ile to już?

  Natchnienie TSA- 51. - Polecam posłuchać.
Kto w ogóle to czyta...
Zmieniam nazwę
Oddana Snaperka --- Uzależniona Magią ;3
__________________________________________

W ten listopadowy wieczór
Błądzę tu, tu pośród ścieżek cmentarnych.
Szukając ciebie, mojego ciebie.
Odszedłeś za mnie , chcę od pokutować
Lecz nie dam rady.
Na ostatku sił, jesteśmy tutaj sami
W ten listopadowy wieczór. 
Codziennie od roku
mam w głowie mętlik.
Przywróć te dawne lata.
Pomóż mi, pomóż mi
Pokonać smutek, który powstał gdy odszedłeś.

Pustą uliczką, błądzę w około
Nie widząc sensu życia
Nie potrafiąc już kochać.
Zataczając błędne koło.
Na ostatku sił, chcę odpokutować.
Idąc cmentarną aleją
Rzeka łez ciągnie się za mną.
Już nie długo razem.
Dziś nareszcie jesteśmy sami
w ten listopadowy wieczór.
Opina mnie ból ....
Idę do ciebie, Draco....

piątek, 2 sierpnia 2013

Zawsze przy tobie...

Zapachy świeżej trawy i kwitnących kwiatów komponowały się tworząc przyjemną harmonię. Drzewa powiewały spokojnie w rytm wiatru, gubiąc gdzieniegdzie liście. Jesień. Mmm... Idealny czas na spacery. Poprzez ścieżki w parku spacerowała wściekło czerwono-włosa kobieta. Wiatr lekko rozwiewał jej puchate włosy, a jej czarny płaszcz wił się za nią z gracją współgrając z czerwonym szalem. Nimfadora Tonks, ktoś lub coś ugodziło jej kark, lecz nie uderzeniem, czy machnięciem różdżki, tylko czułym całusem. Bardzo czułym, oddała się chwili pieszczoty. "Coś" obróciło ją i wpiło się w jej usta. Zaczęło pieścić językiem jej wargi, i lekko je przygryzać. Uchyliła usta, co to "coś" uznało za zaproszenie. Ich języki zaczęły walkę o dominację. Zamknęła oczy, lecz po chwili poczuła zanik ciepła. Rozsunęła powieki, i kilkakrotnie nimi zatrzepotała, a kilka kosmyków uwięzło na jej twarzy.
- Remus, jesteś.- cmoknęła, po czym wtuliła się w ramię mężczyzny
- Jestem. Chodźmy już stąd.- Skinęła tylko głową. Poczuła znajomy ból, po czym ugięła kolana do lądowania. Zawsze zamykała oczy przy teleportacji świstoklikiem. Na zaróżowiałych od chłodu policzkach poczuła znaną bryzę. Jezioro na błoniach, jej ukochanej szkoły. Zanim nacieszyła się widokiem, przeszył ją ból. Coś, a raczej ktoś, czyli Remus Lupin pociągnął ją za ramię, tak zachłannie, że znaleźli się w jego komnatach. Ciepłe kolory przyjemnie rozczulały oko komponowały się z ciemnymi meblami. Na jaskrawych ścianach wisiały portrety poprzednich nauczycieli Obrony przed Czarą Magią.   Tonks rzuciła się na fotel, na przeciwko kanapy, na której Remus konsumował już złocisty płyn. Spojrzała blado na swojego partnera, na podłogę i znów na Lupin'a. Wysoki mężczyzna, z pełną artylerią szram. Podobał jej się bez względu na wszystkie rany. Podłoga, obraz, barek, Remus, podłoga. Popatrzał na nią pustym wzrokiem. 
- Remusie, ja, ciężko mi to mówić. Nie chcę być twoją dziewczyną. - Ostatnie zdanie wypowiedziała na jednym, szybkim oddechu.  Zamknął oczy. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, nie rozbecz się stara klucho. Otworzył je i zobaczył siedzącą koło niego Nimfadore ze szklanką Ognistej. 
-Tonk...- wykrztusił.
-Zamilcz, - nakazała palcem w geście uciszenie. Jej włosy zaczęły nabierać różowych pasemek. Wyglądała pięknie.- Nie chcę być twoją dziewczyną. Chcą być kimś więcej. - Uśmiech rozpromienił się na jej twarzy. Chwyciła jego krawat, i pociągnęła w dół. Poczuł jak przeszywa go przyjemne ciepło. Taka kobieta pokochać kogoś takiego jak ja? To sen. Piękny sen.- Nie tylko ty, Nimfadoro.- Na słowo "Nimfadora" automatycznie zmieniła kolor włosów na biały. - Nie nazywaj mnie tak.- Pisnęła i założyła ręce na piersiach. Jej poliki przypominały chomika.Zupełnie jak dziecko. Chwycił ją za brodę i podciągnął tak, że patrzeli sowie oko w oko. Prychnął.- Nie tylko ty, kochanie.- Uśmiechnął się lekko i musnął jej usta. Lizał jej wargi czule i pikantnie. Przygryzł jej dolną wargę. Uchyliła usta. Zaczęła maszerować językiem do jego ust. Odessali się od siebie. Lupin wstał, po czym zrobił kilka kroków do tyłu. Uszczypnął się w ramię. Dalej siedziała na skórzanej kanapie, wpatrując się w niego dziecinnie. Wyglądała słodko. Chciał jej, a ona jego. Kochał ją, a ona jego. Mieli siebie i to było najlepsze.
 ____________________________________________
Krótkie... Jak myślicie? Wyszło lepiej od "Nocki" ? Pisałam to dwa dni, a "Nockę" jeden dzień. Mam pracować dłużej, na lepsze efekty? Przepraszam, że tak zamulam, ale zostawcie coś po sobie. Komentarz - najlepiej. To motywuje. Piszcie zamówienia w "Sowiarni", chętnie je zrealizujemy. ;)
 ~~ Oddana Snaperka.

środa, 31 lipca 2013

Potwierdzona informacja

Dla "MedulliOblongaty"


Lovegood Luna. Lat osiemnaście. Pełnoletnia, a jednak wykazująca niepokojące zachowania osoby niespełna rozumu. Wygadująca podejrzane rzeczy, wyssane z palca. Członkini Zakonu Feniksa, Krukonka.  
Rookwod Augustus. Lat czterdzieści osiem. Rozważny, choć potencjalnie nienormalny. Śmierciożerca, o paskudnych pobudkach. Niewymowny w Ministerstwie, podwójny agent pracujący dla Voldemorta. Ślizgon.

Teraz, gdy mamy za sobą wprowadzenie, przedstawiające podejrzanych, możemy przejść do rzeczy. Luna Lovegood nigdy nie była normalną dziewczyną. Augustus Rookwod również nigdy nie był całkowicie zwyczajny. Ich związek może być niszczący dla Ministerstwa.

Podejrzani o nielegalny romans, zagrażający wojnie i Ministerstwu.
Uwolnienie z rąk Śmierciożerców: niemożliwe na czas nieokreślony.

Podpisano: Minister Rufus Scrimgeour


Augustus rzucił kartkę Lunie i prychnął wściekle. Zaczął chodzić po celi, a jego kroki odbijały się echem po pomieszczeniu, o niskim sklepieniu, bez okien. Jedyne wyjście z tego więzienia stanowiły mosiężne drzwi, znajdujące się na wprost od Luny. Dostała się tu jakiś tydzień czy dwa temu, ale nic praktycznie się w jej wyglądzie nie zmieniło. Włosy lśniły jak lejące się srebro, skołtunione i w nieładzie, ale nadal piękne. Niebieskie oczy wydawały się jeszcze bardziej wyłupiaste, policzki wychudłe i zapadnięte, ale komponujące się z jej bladą twarzą i małymi, sinymi ustami. Czy można być urodziwym więźniem? Cóż, Luna zawsze łamała wszystkie stereotypy, jakie one by nie były.
Spojrzała na kartkę i z trudem, przeczytała tekst. Światło tu było nikłe. Potem przeniosła wzrok na swojego oprawcę. Kosmyki niesfornych włosów opadły mu na czoło. Szybko się denerwował. No cóż, był w końcu Śmierciożercą. „Czy Śmierciożercy muszą się szybko denerwować? Może istnieje jakiś regulamin…?”, niemal straciła wątek, jak to często robiła, ale otrząsnęła się szybko, co było dziwne w jej przypadku.
-I co z tego?- głos miała zachrypnięty.
-Ministerstwo jest tak bezsensowne, że nawet o to będzie się wykłócać.- zmrużył oczy.-Jakby nie mieli ważniejszych spraw na głowie.
-Wojna to ważna sprawa. Prawda?- objęła go niewinnym spojrzeniem.
Najpierw przyglądał się jej przez chwilę, zapewne zastanawiając się, czy mówi poważnie, a potem roześmiał się nerwowo.
-Co oni mogą zrobić Śmierciożercy?
-Nic nie mogą mi zrobić, ale wkurzyli mnie.
-Nie lubisz być wkurzony?
Znowu przeszył ją spojrzeniem i znowu roześmiał się.
Co było w tym śmiesznego? Nie rozumiała tego. Podszedł do niej i uklęknął, żeby spojrzeć jej w oczy. Delikatnie przesunął palcem po jej dłoni. Wyjął z kieszeni różdżkę i dotknął nią jej skóry. Przeszył ją ból, ale zamiast zacisnąć zęby i zamknąć oczy, jeszcze szerzej otworzyła oczy i skierowała wzrok na jego twarz, badając dokładnie jego szare oczy i ostre rysy, wysunięty pewnie podbródek i zaciśniętą szczękę. Bo ona z a w s z e robiła wszystko na odwrót. Inaczej nie potrafiła. W końcu nazywała się Luna. Luna Lovegood. A to do czegoś zobowiązywało. Odsunął się od niej, zerknęła na swoją rękę.
Na jej skórze wyryty był brutalnie napis, który wywołał w niej mieszane uczucia:

Śmieszna Wariatka

Nie wiedziała czy się śmiać, czy płakać.
-To dowód uznania czy szyderstwa?- spytała.
Znowu roześmiał się i wyszedł.
Śmierciożercy mieli paskudny zwyczaj nieodpowiadania na jej pytania i wychodzenia, a to jej się nie podobało. Kiedy wrócił, rzuciła mu pytające spojrzenie. Myślami wróciła do kartki. Przecież oni nie mieli romansu. Podniosła się z trudem, a on zrobił niebezpieczny ruch i wyciągnął różdżkę. Niezrażona podeszła do niego, kiwając się lekko. Objęła dłońmi jego twarz. Otworzył szeroko usta w wyrazie zdziwienia.
-Informacje trzeba potwierdzać. Informacja bez pokrycia jest nic nie warta.- powiedziała mu tonem, jaki matki używają do tłumaczenia „spraw dla dorosłych” dzieciom.
Zbliżyła się do niego nieśmiało i pocałowała go delikatnie. Przyciągnął ją do siebie i objął w pasie. Różdżka wypadła mu z ręki. Śmierdział Ognistą i dymem papierosowym, ale smakował jej bardziej niż mięso testralom. Zachłannie wplótł rękę w jej włosy. W brzuchu poczuła coś na kształt motylków. Oderwała się od niego i wróciła na swoje miejsce jak gdyby nigdy nic.
-Teraz informacja o romansie jest potwierdzona.- powiedziała, a w jej oczach kryło się zwykłe rozmarzenie z domieszką czegoś niezwykle nowego.
-A-a-a…- jąkał się Augustus.
Luna Lovegood potrafiła wprawić w zakłopotanie nawet wieloletniego Śmierciożercę. Z pewnością, gdyby stanęła przed Voldemortem, ten trafiłby do św. Munga po kilku minutach rozmowy. Tak działała Luna.  

_____________________________________________________  
Miało być dłuższe, ale po pierwsze: pewnie bym to zepsuła, przedłużając to, a po drugie: ostatnio jakoś nie mogę pisać. Przepraszam. Chciałam podkreślić absurd działania Ministerstwa, ale chyba nie wyszło xD

~~Księżniczka Półkrwi

czwartek, 25 lipca 2013

Nocka.

 Nie był przeciętny ani zwykły, było w nim to coś, coś tajemniczego, co ją korciło aby poznać go bliżej, zgłębić jego myśli. Nie wiedziała co do niego czuje, lecz to na pewno nie był dla niej tylko mentor.Od śmierci Albusa Dumblerdore'a mijały dni, miesiące, lata, a przysięga wciąż była aktualna ... to znaczy ... Miał chronić do końca życia ?... Musiał. 
W Wielkiej Sali panował rutynowy tłok. Usiadła między świeżo upieczoną dyrektorką Minerw'ą McGonnagall a pustym miejscem Severusa Snape'a. Tradycyjnie nalała sobie kieliszek wina sobie i jemu, to było rozluźnieniem dla obojga. On musiał zgrywać strasznego, napuszonego Mistrza Eliksirów, a ona musiała nie tracić cierpliwości na posadzie Nauczyciela obrony przed czarną magią. Po tym jak Hermiona stawiła czoła Voldemort'owi, kiedy zgładził Harry'ego, udało się jej go pokonać lecz z pomocą zamaskowanego człowieka, Albus dał jej posadę w Szkole Magii i Czarodziejstwa i nakazał chronić ją Severus'owi. Dlatego,że spora ilość Śmierciożerców postanowiła posiąść na niej zemstę. Z zamyślenia ocucił ją krzyk, krzyki, krzyki, które dochodziły z korytarza. Bez chwili namysłu pobiegła w stronę dźwięków. Ominęła opuszonych blaskiem świec uczniów, i jednego skrzata ,którego o mało co nie staranowała. Na korytarzu jej oczom ukazała się ciemna postać jej westchnień i dwójka małolatów. Podeszła przełykając ślinę, dwoje dzieci boją się nauczyciela. Podeszła bliżej i zrozumiała, że to nie są wcale dzieci. 
- Profesorze Snape, dowiem się o co chodzi? - Zapytała mrugając złośliwie raz na nauczyciela, a raz na dwójkę piąto-rocznych Puchonów na klęczkach.
- Ależ oczywiście - mruknął kładąc ręce na biodra.- Da dwójka bachorów próbowała wkraść się do pokoju prefekta!- odpowiedział.
Kobieta wybuchła śmiechem. Podeszła do uczniów i lekko im pomogła wstać. Zwróciła się w stronę przedmówcy. 
-To jest pan Devemill , jest nowym prefektem Hufflepuff'u.- Po tych słowach dzieci uciekły, a Snape poczerwieniał. 
- Do lochów, ale już! - Zniknął, ona prychnęła pogardliwie i ruszyła w stronę lochów. Jej zielona szata lekko wiła się za nią, a gdy wyczuła chłód zaczęła wirować. Weszła tak jak zawsze, bo w końcu tu mieszkała. Przeszła przez gobelin i znalazła się w komnacie Severusa. Siedział na ciemnozielonym fotelu. Założyła ręce na piersiach i stanęła w rozkroku. 
- Jestem. - zaczęła 
- Widzę. - Wziął do ręki butelkę ognistej.
- Czego pan chciał? 
- Porozmawiać. - warknął 
- Może trochę jaśniej.
Wziął do ręki różdżkę i zapalił świece. 
- Pasuje? Usiądź- wskazał ręką fotel, zrobiła to. 
- O co panu chodzi? 
Wziął łyk alkoholu. Wstał i oparł się rękoma o fotel, by uwięzić Hermionę. Patrzeli sobie w oczy dobrą minutę. Dotykali się nos w nos. Pierwsza musnęła jego usta, a on pogłębi pocałunek. Odessali się od siebie, a on wziął kolejny łyk trunku. Złapał ją za pośladki i jednym zwinnym ruchem zaniósł do sypialni. Na środku stało wielkie łoże starannie pościelone co do cala. Rzucił ją na nie.Położył się na nią podtrzymując się rękoma. Skromnie dotknął jej ust, a ona lekko je uchyliła dając pozwolenie na dalsze igraszki. Ich języki zaczęły współgrać, ożywać. Jej ręka wplątała się w jego aksamitne włosy, a druga zaczęła powoli rozpinać jego surdet. Nie pozostał jej bierny. Lekko odpinał guziki jej szaty, po czym oboje z nich byli w samej bieliźnie. Ponownie zaprzestali pocałunek. Zaczął lizać, muskać skórę jej szyi. Chciała go poznać , poczuć, zlizywała każdą kropelkę potu z jego czoła, masując jego barki. Całował jej obojczyki, dekold. Włożył rękę pod jej plecy i odpiął jej stanik. Oczom Snape'a ukazały się dwa, równe, duże półkola. Była ładna, symetryczne ciało, lekko zaokrąglone uda... cud... Zaczął muskać jej sutki, przygryzał je lekko a z jej ust wydobył się cichy jęk. Uniósł się wyżej , aby mruknąć jej w usta, na znak zadowolenia i ponownie wpił się w nią. Zaczął ręką sięgać niżej i niżej, dotarł na swój cel. Palcem zaczął masować jej łechtaczkę. Jęknęła głośniej i jeszcze raz. Musnął miękkie miejsce językiem, po czym z niej uwolnił się ryk podniecenia. Wsadził palec głębiej, lecz napotkał przeszkodę. Spojrzał wyżej.
- Dziewica?- Uniósł brew. Zarumieniła się i odsunęła wzrok. 
- Nie martw się, to zaszczyt.- Ucałował jej udo. Zdjął swoją bieliznę. Masował lekko nasadę, i jednym ruchem wbił się w nią. Jęczała , krzyczała i warczała,  a on jedynie mruczał w jej usta, całując ją spokojnie. Usłyszał słowa " mocniej" i wziął się do roboty. Zaczął wyciągać i wkładać swojego penisa jeszcze szybciej , najwidoczniej dla niej było to za mało, ruszała biodrami w przód i w tył w znanym geście. Jęczała głośniej, aż w końcu od środka zaatakował ją ciepły płyn. Zaczęła całować namiętnie Severusa. On wyrwał się z niej i opadł obok łóżka. kochali się jeszcze długo, aż w końcu opadli z sił. Hermiona wtuliła się w klatę kochanka. Oboje oddali się w objęcia Morfeusza.  

Blask słońca przedzierał się do komnat budząc Hermion'ę Granger nie litościwie. Przymrużyła oczy, po czym lekko je otworzyła. Ukazał się jej biały jak kreda tors. Uniosła wzrok i poczuła na sobie parę głębokich, ciemnych oczu. Severus Snape. Wzdrygnęła się. On przekręcił oczyma.
- Znowu, brzydzisz się mnie, prawda? - zapytał swym aksamitnym tonem. 
- Nie o to chodzi, profesorze Snape. - Uśmiechnęła się lekko , a jej oczy zaczęły wędrować po suficie, ścianach aż dotarły na podłogę. Dziesięć butelek ognistej. 
- Severusie. 
- Proszę ? 
- Mów mi Severusie. Zawsze. - Uśmiechnął się łapczywie i ucałował ją w piegowaty nos. 
- A, więc Severusie. Nie wiem co wczoraj po między nami zaszło. Zapewne cię upiłam, a teraz myślisz o mnie coś w stylu "dziwka" , ale nie. Naprawdę nie mam pojęcia co z nami wczoraj było, ale - Przełknęła ślinę - podobasz mi się od dawna.I nie, to nie jest zauroczenie. 
  - Głupiutka gryfonka! Spójrz. - Złapał ją za podbródek i rozkazał spojrzeć jej w oczy. Widziała , widziała co zrobiła tamtego wieczoru. Ujrzała coś czego już nigdy nie będzie żałować, i parę innych rzeczy o uczuciu swojego Severusa...
- Hemiono, mamy większy problem. 
- Jaki ? - Powiedziała wciąż wtulona 
- Od wczoraj nie byliśmy na lekcjach a dziś jest już dwunasta. A dobrze wiesz, że nasza Minnie jest troszkę poddenerwowana.- mruknął. Oboje natychmiast zerwali się z łóżka.... 

W tym samym czasie dwójka chłopców w żółto-czarnych krawatach ucięło gawędkę.

-Jak myślisz stary co zrobił z profesor Granger? 
- Nie wiem, ale przeczuwam, że nie mamy już belferki
-Chyba tak, więc minuta ciszy dla tej co uratowała nas od śmieci ze Snape'm...
___________________________________

Totalus niekompletus ! ;_; Nie podoba mi się to ...

~~ Oddana Snaperka